Andrzej Małkiewicz
Listy kantora
Mirosław Słowiński, Przeżyć tę jedną zimę. Listy żołnierza Wehrmachtu odkryte w ścianie domu kantora, Wydawnictwa: Stowarzyszenie Współpracy Polska – Wschód i Setidava, Konin 2023, ss. 103.
Przedrozbiorowa Rzeczpospolita Polska była państwem wielu narodów i grup etnicznych (oraz wielu religii). Relacje pomiędzy nimi odbiegały od prostych schematów. Np. mieszkańcy Gdańska mówili po niemiecku, ale tak bardzo czuli się związani z Polską, że podczas rozbiorów stawili zbrojny opór armii pruskiej, która zdobyła miasto dopiero po niemal miesięcznym oblężeniu.
Jedną z takich specyficznych grup, o której pamiętają dziś tylko nieliczni badacze, byli „Olędrzy”. Nazywano tak osadników, przybywających na tereny wyludnione wskutek wojen i epidemii XVII w., najpierw z Niderlandów (stąd nazwa), potem też z Niemiec. Ogółem powstało około 500 osad olęderskich – najwięcej w Wielkopolsce, nieco mniej na Pomorzu i Mazowszu. Zagospodarowywali nieużytki, przynosili wyższą kulturę rolną. Stopniowo integrowali się z polskim społeczeństwem, ich potomkowie są dziś Polakami. Ale nie wszyscy. Kilka wsi olęderskich powstało nad Wartą, w okolicach Konina, najważniejszą był Łazińsk. Region, w którym mieszkali, w XIX w. znalazł się pod władzą Rosji, a od 1918 r. należał do niepodległej Polski. Mieszkańcy byli z pochodzenia Niemcami, a jednocześnie ewangelikami, przez co odróżniali się od okolicznych Polaków będących katolikami – to prawdopodobnie zdecydowało o zachowaniu ich niemieckiej tożsamości.
Choć wcześniej nie angażowali się w szersze życie społeczne, ani w politykę, w okresie międzywojennym dali się jednak zwieść propagandzie hitlerowskiej, podczas drugiej wojny światowej z poduszczenia władz okupacyjnych zagarnęli ziemię sąsiadów-Polaków, a ich samych uczynili parobkami. Ale zapłacili za tę podłość niemałą cenę: mężczyźni musieli podjąć służbę w Wehrmachcie, a w 1945 r. wszystkich wysiedlono.
Ten niewielki fragment dziejów Polski byłby jedynie drobną, niechlubną ciekawostką, gdyby nie przypadkowe odkrycie zamurowanych w ścianie listów pochodzącego stąd żołnierza Brunona Mielke z Łazińska, pisanych od 14 lutego 1940 r. do 14 maja 1944 r. Choć nie dotyczyły żadnych wielkich zdarzeń, są kapitalnym źródłem dla zrozumienia złożoności ówczesnych uwarunkowań.
Autor był człowiekiem inteligentnym, ambitnym, pochodził z rodziny pastorów, ukończył seminarium nauczycielskie w Łodzi, pracował jako kantor, a jego życiowym marzeniem było studiowanie teologii i objęcie w odpowiednim czasie urzędu pastora. Był pobożny, dobrze znał Biblię, w listach często się na nią powoływał. Gdyby nie wojna, pewnie mógłby zrealizować swe zamiary. Służba wojskowa uniemożliwiła mu podjęcie studiów, historycy nie zdołali ustalić jego losów po 14 maja 1944 r. Był na froncie wschodnim, najprawdopodobniej nie przeżył.
Listy, których fragmenty opublikowane są w książce z obszernym komentarzem, pokazują kilka interesujących kwestii. Przebywał na północnym odcinku frontu, kilkadziesiąt kilometrów od Murmańska – walki nie były tam intensywne, nie mniejszym zagrożeniem niż Armia Czerwona były mrozy dochodzące zimą do -500. Dotychczas w Polsce nie pisano o tym fragmencie walk, choć w pobliżu przepływały konwoje do Murmańska, czasami ochraniane przez polskie okręty – związek z naszą historią jest zatem niewątpliwy.
Jeszcze ciekawszy – a ponury – jest obraz przeistoczeń ideowych autora listów. Ten głęboko religijny człowiek, pragnący zostać duchownym, gotów był, jako dobry chrześcijanin, do poświęceń dla swych kolegów z linii frontu. Zapewniał w listach, że każdej chwili, gdy to jest możliwe, oddaje się modlitwie.I jednocześnie stał się wyznawcą nazistowskiej ideologii. Jego stosunek do niej był wprawdzie ambiwalentny, bo naziści odrzucali chrześcijaństwo, chcieli własne przekonania uczynić czymś na kształt religii, przed czym autor gorąco przestrzegał, adresatów pouczał, by zostali wierni prawdziwemu ewangelizmowi. Ale nieświadomie tej ideologii po części sam uległ. Z jego listów wynika, że wojnę traktował jako akt Bożej woli. Z nienawiścią napomykał o Żydach, z pogardą o Polakach. Prosił o przysyłanie mu przemówień Hitlera i czołowych liderów nazistowskich. Wciąż wierzył w ich wypowiedzi. To ostatnie mogło być podstępem: wojskowa cenzura niewątpliwie sprawdzała listy, a z korespondencji Mielkego mogła wywnioskować, że mimo wahań jest „prawdziwym hitlerowcem”. Być może to mu pomogło w drobnych awansach służbowych.
Ale widoczny w listach rasizm nie był udawany, to był autentyczny posiew nienawistnej ideologii. Dla kandydata na pastora miłość bliźniego powinna być nadrzędną wartością, tutaj została ograniczona do własnego narodu. Jak pisze Mirosław Słowiński: „można odnieść wrażenie, że w [jego] relacjach z Polakami niektóre z dziesięciorga przykazań zostały zawieszone”. To był autentyczny problem kościołów ewangelickich w III Rzeszy – Hitler domagał się od nich, by usunęły ze swego nauczania „elementy żydowskie”. Tylko nieliczni odważyli się na jawny sprzeciw, do takich należał pastor Boenhoffer, działający też przez pewien czas we Wrocławiu. Zapłacił za swą postawę wyrokiem śmierci. Ale takich jak on było niewielu. Inni próbowali dowodzić, że Chrystus nie był Żydem, lecz Aryjczykiem. Czy w to wierzyli? Mielke należał do oportunistów, a w rasistowskie kłamstwa chyba autentycznie wierzył. To poruszające i smutne. To kolejny przykład, jak niekiedy ludzie, skądinąd uczciwi, dają się zwieść nienawistnej propagandzie.
Wciąż jeszcze odkrywamy nowe fakty z najnowszych dziejów. Takie, pozornie drobne ustalenia, jak opisane w tej książce, pozwalają głębiej odczuć i lepiej przemyśleć „trudne”, „kłopotliwe” dziedzictwo, o którym niewiele wiedzieliśmy, a które – choć to niekiedy wręcz bolesne – trzeba przypominać, przede wszystkim jako ostrzeżenie.
To ważna książka, warto by stała się znana nie tylko w środowisku lokalnym.
https://www.facebook.com/watch/?v=2215445348787133&rdid=LhNR6RmVwJtTehpH
Można pobrać poniżej:
Przeżyć tę jedną zimę Listy żołnierza Wehrmachtu odkryte w ścianie domu kantora